Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce:
Chrome,
Firefox,
Internet Explorer,
Safari
Niedokonanie zmian ustawień w zakresie plików cookies oznacza, że będą one zamieszczane na urządzeniu końcowym użytkownika, a tym samym będziemy przechowywać informacje w urządzeniu końcowym użytkownika i uzyskiwać dostęp do tych informacji. Więcej informacji dostępnych jest na stronie: Polityki Plików Cookies
Akceptuję
Dlatego właśnie lockdown nie podlega ubezpieczeniu w ramach ubezpieczeń BI.
Skala ryzyka także ma ogromne znaczenie. Zgodnie z raportem Geneva Association stworzonym we współpracy z University of St. Gallen "An Investigation into the Insubility of Pandemic Risk”, cały światowy rynek ubezpieczeń przerw w działalności (ang. Business Interruption) zbiera rocznie ok. 30 miliardów dolarów składek. Straty gospodarcze wywołane pandemią ocenia się zaś na 4,5 biliona dolarów. Zatem, by pokryć szacowane straty, ubezpieczyciele musieliby zbierać składki przez 150 lat! Trzeba też pamiętać, że są to szacunki prowadzone obecnie, a prawdziwą skalę strat poznamy dopiero za co najmniej kilkanaście miesięcy.
Jednak w ostatnim czasie wydane zostały korzystne na ubezpieczonych w ramach polis BI wyroki brytyjskiego Sądu Najwyższego czy Sądu Najwyższego stanu Karolina Północna. Jak to się ma do mojego stwierdzenia, że lockdown nie podlega ubezpieczeniu? Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. W sprawach tych sądy szczegółowo analizowały niejasne, jak się okazało w odniesieniu do strat wywołanych lockdownem, postanowienia konkretnych umów ubezpieczenia dotyczące takich kwestii jak definicja bezpośredniej szkody fizycznej oraz specjalnych klauzul rozszerzających ochronę w polisach BI. Sądy stwierdziły, że to, czy można uzyskać odszkodowanie z polisy BI za straty wywołane lockdownem, zależy m.in. od szczegółowego sformułowania klauzul, w tym od tego, w jaki sposób zostały nałożone restrykcje administracyjne na konkretnego przedsiębiorcę, a także od tego, czy znajdują się w polisie wyłączenia, które są do zastosowania w konkretnej sytuacji (zwłaszcza czy istnieje jakaś forma wyłączenia dotycząca działania wirusów). W analizach kluczowe znaczenie miał używany w umowach język i dopuszczalna w nim rozbieżna interpretacja pewnych sformułowań czy pojedynczych wyrazów.
Dlatego przykłady z zagranicy nie mogą być wprost przykładane do sytuacji w Polsce.
Nie oznacza to jednak, że firmy z Polski nie podejmują prób otrzymania odszkodowania za szkody wywołane decyzjami administracyjnymi ograniczającymi działalność całych branż. Pod koniec zeszłego roku z roszczeniem do ubezpieczyciela za skutki lockdownu wystąpił jeden z warszawskich hoteli. Według ubezpieczonego umowa nie była ograniczona do utraty zysków w wyniku szkód materialnych. Ubezpieczyciel z kolei twierdzi inaczej, ponadto powołuje się na wyłączenia dotyczące działania organów administracji. Rynek będzie śledził rozstrzygnięcie w tej sprawie. Kluczowe będzie uzasadnienie wyroku i to, czy przywołane w nim konkretne, przeanalizowane postanowienia umowy ubezpieczenia będą „przekładalne” na inne przypadki, na które będzie można się powołać.
Na pytanie, czy należy się spodziewać w przyszłości modyfikacji warunków i włączenia ryzyka lockdownu, moja odpowiedź jest raczej negatywna. Reasekuratorzy już w zeszłym roku, na początku trwania pandemii, wprowadzili wymóg wprowadzania do nowych i odnawianych umów ubezpieczenia specjalnej klauzuli wyłączającej jakiekolwiek następstwa chorób zakaźnych. Wyłączenie to jest bardzo szerokie i precyzyjne, tak aby w żaden sposób nie mogła się prześlizgnąć inna interpretacja niż taka, że ubezpieczyciel nie płaci za nawet dalekie następcze skutki takich sytuacji, jak te wywołane działaniem koronawirusa. Stopniowo tak szerokie klauzule, oparte na tej opracowanej przez reasekuratorów, pojawiają się także w polskich umowach ubezpieczenia.
Ponadto ubezpieczyciele także ponoszą straty w obecnej sytuacji. Na skutek realnie ujemnych stóp procentowych ich zyski z działalności inwestycyjnej gwałtownie stopniały i przestały rekompensować wynik na działalności ubezpieczeniowej. To każe na ten moment spodziewać się raczej zaostrzenia polityki oceny ryzyka przez ubezpieczycieli, którzy mogą mieć teraz większą presję na wynik niż na wolumen składki. Jeżeli weźmiemy pod uwagę wysokość potencjalnych szkód, liczbę ubezpieczonych oraz prawdopodobieństwo kolejnego lockdownu, to ciężko będzie znaleźć ubezpieczyciela, który byłby gotowy do podjęcia takiego ryzyka. W toczonych na świecie dyskusjach nad takim programem ochronnym niejednokrotnie podkreśla się konieczność wzięcia na siebie gros ryzyka przez samo państwo.
Pandemia obudziła większą świadomość przedsiębiorców co do ryzyk, na jakie są narażeni. Spowodowała, że wiele firm z większą niż dotychczas uwagą weryfikuje swoje plany ciągłości działania (Business Continuity Plan - BCP) na wypadek nieprzewidzianych zdarzeń. Ważnym elementem planowania jest wytypowanie ryzyk, którym można zaradzić, kupując odpowiednie ubezpieczenia. W ten sposób zainteresowanie ubezpieczeniem przerw w działalności rośnie. Według rankingów dotyczących zarządzania ryzykiem i ubezpieczeniami w firmach ryzyko przerw w działalności od lat jest w czołówce najważniejszych zmartwień firm. W badaniu Barometr Ryzyka przeprowadzanym co roku przez jednego z wiodących ubezpieczycieli wśród ekspertów z dziedziny zarządzanie ryzykiem, ryzyko przerwy w działalności latami było przez nich najczęściej wybierane, jako te, którego się obawiają. Dopiero w ostatnim badaniu ustąpiło miejsca na szczycie ryzyku cybernetycznemu.
Fragment tej wypowiedzi ukazał się w artykule "Jest pierwszy pozew przeciwko ubezpieczycielowi za skutki lockodownu" na Prawo.pl:
https://www.prawo.pl/biznes/czy-ubezpieczenie-przerw-w-dzialalnosci-obejmuje-straty,506718.html